poniedziałek, 25 maja 2015

51. JnO | Konkurs na indywidualność jazzową

16-17 kwietnia 2015
Impart, Wrocław


Konkurs to chyba moja ulubiona część Jazzu nad Odrą. Zawsze po przesłuchaniach wracam do domu z nowymi nazwiskami do sprawdzenia i muzyką do przesłuchania. Zazwyczaj „przemycam” wtedy na kilka występów swoich mniej aktywnych koncertowo znajomych, gdyż wstęp jest zupełnie darmowy i nikogo nie trzeba specjalnie namawiać. Powoli staje się to tradycją, że co roku wiosną odkrywamy co w najnowszym polskim jazzie piszczy i trochę podświadomie stajemy się samozwańczym jury.

Oczywiście to koncerty gwiazd budzą zawsze najwięcej emocji i dziś to one stanowią istotę festiwalu, ale nie zapominajmy, że jego korzenie sięgają właśnie konkursu. W tym roku wpłynęło 26 zgłoszeń, z których komisja kwalifikacyjna (Artur Lesicki, Artur Majewski, Bartosz Pernal, Igor Pietraszewski oraz Wojciech Siwek) wybrała 8  najciekawszych. W ciągu dwóch dni na jednej scenie spotkały się młode talenty oceniane przez polsko-amerykańskie jury z samym Lee Konitzem jako przewodniczącym.  Poza mistrzem saksofonu oceniali: perkusista Joe La Barbera, Darek Oleszkiewicz  nieoficjalnie uznawany za ambasadora JnO w Stanach Zjednoczonych, Leszek Możdżer - od tego roku dyrektor artystyczny festiwalu oraz Paweł Brodowski – redaktor naczelny Jazz Forum. Po krótkich, maksymalnie 20-minutowych setach każdy zespół odbył rozmowę z jury,  jednak treść każdej z nich pozostaje owiana tajemnicą.  Wśród wybrańców znalazły się aż trzy zespoły z Poznania, dwa z Gdańska oraz po jednym reprezentancie scen krakowskiej, wrocławskiej i katowickiej.  Każdy musiał w swoim repertuarze zawrzeć jeden standard jazzowy. Jak się okazuje młodzi najczęściej sięgali po Wayne’a Shortera i Theloniusa Monka.  

Pierwszy dzień przesłuchań skradł międzynarodowy zespół Kuby Gudza, chyba najbardziej kolorowy  i wyróżniający się ze wszystkich ośmiu. W osłupienie wprawiła kosmiczna kompozycja lidera zagrana na początku. Repetance and Remorse brzmiało jak coś na pograniczu jazzowej ścieżki dźwiękowej do Gwiezdnych Wojen i wizyty w planetarium.  Nie powiem, żeby mnie to przekonało, ale za to następne kawałki, które zeszły trochę bliżej Ziemi, jak najbardziej. Były to Ballada na Otwarcie, również autorstwa Kuby Gudza oraz Looking Ahead, którą skomponował trębacz Brooker Little.  Tego dnia występowali również Weezdob Collective – zwycięzcy konkursu ostatniej Bielskiej Zadymki Jazzowej, Global Schwung Quartet oraz Exploration Quartet.  

            Drugi dzień zaliczam do bardziej udanych, chociażby z tego powodu, że kandydata do zwycięstwa było o wiele trudniej wytypować. W moim zestawieniu trójki zespołów pretendujących do wygranej znalazły się PeGaPoFo, Kwintet Kamila Piotrowicza i Vehemence Quartet . W przypadku PeGaPoFo były jednak pewnie okoliczności, które zadecydowały o tym, że prawdopodobieństwo ich wygranej było nikłe, choć oczywiście gorąco im kibicowałam.  Piotr Południak grający na kontrabasie oraz - według mnie najciekawszy konkursowy perkusista – Dawid Fortuna, w zeszłym roku zdobyli wraz z Bartkiem Prucnalem i Cyprianem Baszyńskim Grand Prix  50. Jazzu nad Odrą. Na co dzień kontrabasistą w NSI Quartet jest Max Mucha, jednak rok temu podczas konkursu zastąpił go właśnie Piotr Południak. Wyszło na to, że połowa składu została już wyróżniona, więc strategicznie rzecz biorąc, jury raczej nie zaryzykowałoby ewentualnego nagięcia regulaminu. Kwartet Kamila Piotrowicza również wypadł świetnie i w dodatku udało mu się zagrać cztery kompozycje mieszcząc się na styk w limicie czasowym.  Jedyny przedstawiciel Wrocławia, kontrabasista Grzegorz Piasecki brał udział w konkursie jako solista, jednak nie występował sam. Niestety nie sposób było ocenić go zapominając o pozostałych pięciu osobach na scenie.  Zazwyczaj w konkursie biorą całe zespoły i był to pewnego rodzaju ewenement, jak widać nie do końca się ta formuła sprawdziła.


źródło: facebook
            Jak już pewnie większość wie, zwycięzcą konkursu został Vehemence Quartet z Katowic, który już raz triumfował na międzynarodowym konkursie festiwalu Azoty w Tarnowie.  Co prawda ich nazwa może przysporzyć problemów z wymową, ale najważniejsze jest tu samo znaczenie słowa vehemence, czyli gwałtowność. W istocie jest ona główną cechą tego porywającego i nieprzewidywalnego zespołu.  W skład kwartetu chodzą saksofoniści Mateusz Śliwa (tenor) i Wojciech Lichtański (alt) oraz sekcja rytmiczna : Alan Wykpisz na kontrabasie i Szymon Madej za bębnami. Koncert rozpoczęli od wybranego standardu, którym było Witch Hounting Shortera. Zagrali ten kawałek jakby był ich własnym,  co niewielu zespołom udało się osiągnąć. Zazwyczaj rozdźwięk między autorskimi kompozycjami a  cudzymi był wyraźnie słyszalny.  Mateusz Śliwa i Wojciech Lichtański są autorami kolejnych utworów, odpowiednio Desolation i Każdy chciałby mieszkać w Regulicach. Przyznam, że nie wiem gdzie leży ta miejscowość, ale jeśli grają tam taki jazz, to mogę się kiedyś przeprowadzić.

W zeszłym roku pula nagród została podwojona ze względu na półwiecze festiwalu, ale jak widać prezydentowi Wrocławia spodobało się to na tyle, że w tym roku postanowił dorzucić do Grand Prix dodatkowe 5 tysięcy złotych.  Poza nagrodą główną w zaktualizowanej wysokości 30 tysięcy zostały przyznane wyróżnienia ufundowane przez STOART dla najlepszych muzyków (po 2 tys.). Jeśli chodzi o instrumetalistów, Mateusz Gawęda z PeGaPoFo został uznany za najlepszego pianistę, występujący w Weezdob Collective i Global Schwung Quartet Damian Kostka okazał się najlepszym kontrabasistą, a Kacper Smoliński , również z Weezdob, został wyróżniony za swoją grę na harmonijce ustnej. Kamil Piotrowicz dostał nagrodę za kompozycje, a perkusista Kuba Gudz był najlepszym liderem. Gratuluje nie tylko nagrodzonym, ale także wszystkim biorącym udział w konkursie, bo przecież samo zakwalifikowanie się do najstarszego w Polsce konkursu jazzowego to przecież spore osiągnięcie.