wtorek, 23 września 2014

Shipp i Jones masakrują.

Tytuł: „Cosmic Leider : The Darkseid Recital”
Wytwórnia: AUM Fidelity
Rok wydania: 2014
Ocena: 4/5














Jones i Shipp spotkali się 3 lata temu podczas nagrywania płyty „Cosmic Leider” i jak widać od razu polubili swoje towarzystwo. Od tej pory koncertowali wspólnie na deskach nowojorskich scen, co zaowocowało kolejną płytą pt. „Cosmic Leider: The Darkseid Recital” będącą zbiorem improwizowanych rozmów muzycznych, jakie artyści prowadzili na koncertach w latach 2011-2013.

Matthew Shipp obecny jest na scenie zdecydowanie dłużej niż Jones, miał okazję współpracować z wieloma wspaniałymi artystami i dziś uważa się go za jednego z najwybitniejszych pianistów jazzowych. Z kolei debiut fonograficzny Dariusa Jonesa miał miejsce zaledwie 5 lat temu, a saksofonista szybko zdołał zyskać sobie miano wschodzącej gwiazdy. W przypadku ich pierwszej wspólnej płyty, krytycy nie mogli się nadziwić jak świetnie Ci dwaj się dogadują, szczególnie, że nigdy wcześniej ze sobą nie współpracowali. Jednak gdyby się dłużej zastanowić, da się znaleźć wspólne mianowniki. Mimo, że dzieli ich spora różnica wieku i znajdują się w innym momencie kariery, mają podobne podejście do grania – obaj są odważni, nowatorscy i mają otwarte umysły. Każdy z nich to indywidualista posługujący się własnym, unikalnym językiem muzycznym, a jak widać porozumienie poprzez improwizację potrafi dać niepowtarzalny efekt.

W ich muzyce tak naprawdę nie ma wyraźnego podziału na leadera i sidemana. Bywa, że Jones płynie z abstrakcyjną formą, a Shipp wypełnia powstałą przestrzeń. Bywa, że role się odwracają i to fortepian dominuje. Niekiedy bywa też tak, że obaj stają się liderami i masakrują słuchacza nasyceniem dźwięków.Warto uprzedzić wrażliwców, że nie ma to nic wspólnego z komfortową muzyką. Jest to gęsta, bezkompromisowa i przyprawiająca momentami o ból głowy jatka.
Co jest jednak w tym wszystkim wspaniałe, to fakt, że za każdym razem ta płyta  brzmi inaczej. Im dłużej się jej słucha, tym coraz nowsze rzeczy się odkrywa. To album z rodzaju tych, które wymagają 100 % zaangażowania uwagi, aby choć w części pojąć, co się tam wyprawia. Zdecydowanie nie polecam przy nim pracować / robić kawy / czytać gazety itd. Tylko chęć zrozumienia i cierpliwość pomogą przez to przebrnąć, a i tak może zajść potrzeba zrobienia sobie przerwy. Fakt, że utwory są nagraniami z różnych koncertów jeszcze bardziej potęguje duży ładunek emocji i podkreśla pewną dramaturgię poszczególnych improwizacji.

Jones powiedział kiedyś : „Fear is a connection to the darkside. The more you fear, the more you are disconnected”. Może się mylę, a może niejaki Darkseid w tytule to właśnie ten strach, który jest wrogiem każdego muzyka poszukującego swojego muzycznego „ja”. Bo trzeba mieć odwagę, żeby być sobą. Tym dwóm się to udało.

Utwory:
1.Celestial Fountain .2:36
2 .2,327,694,748 .6:42
3 .Granny Goodness .4:30
4 .Gardens of Yivaroth .6:28
5 .Lord of Woe .6:03
6 .Life Equation . 4:05
7 .Sepulchre of Mandrakk . 5:01
8 .Divine Engine . 4:09

9 .Novu’s Final Gift . 5:48