16-17 kwietnia 2015
Impart, Wrocław
Konkurs to chyba
moja ulubiona część Jazzu nad Odrą. Zawsze po przesłuchaniach wracam do domu z
nowymi nazwiskami do sprawdzenia i muzyką do przesłuchania. Zazwyczaj
„przemycam” wtedy na kilka występów swoich mniej aktywnych koncertowo znajomych,
gdyż wstęp jest zupełnie darmowy i nikogo nie trzeba specjalnie namawiać. Powoli
staje się to tradycją, że co roku wiosną odkrywamy co w najnowszym polskim jazzie
piszczy i trochę podświadomie stajemy się samozwańczym jury.
Oczywiście to koncerty
gwiazd budzą zawsze najwięcej emocji i dziś to one stanowią istotę festiwalu,
ale nie zapominajmy, że jego korzenie sięgają właśnie konkursu. W tym roku
wpłynęło 26 zgłoszeń, z których komisja kwalifikacyjna (Artur Lesicki, Artur Majewski, Bartosz Pernal, Igor
Pietraszewski oraz Wojciech Siwek) wybrała 8 najciekawszych. W ciągu dwóch dni na jednej
scenie spotkały się młode talenty oceniane przez polsko-amerykańskie jury z
samym Lee Konitzem jako przewodniczącym.
Poza mistrzem saksofonu oceniali: perkusista Joe La Barbera, Darek Oleszkiewicz
nieoficjalnie uznawany za ambasadora JnO
w Stanach Zjednoczonych, Leszek Możdżer - od tego roku dyrektor artystyczny
festiwalu oraz Paweł Brodowski – redaktor naczelny Jazz Forum. Po krótkich,
maksymalnie 20-minutowych setach każdy zespół odbył rozmowę z jury, jednak treść każdej z nich pozostaje owiana
tajemnicą. Wśród wybrańców znalazły się
aż trzy zespoły z Poznania, dwa z Gdańska oraz po jednym reprezentancie scen
krakowskiej, wrocławskiej i katowickiej. Każdy musiał w swoim repertuarze zawrzeć jeden
standard jazzowy. Jak się okazuje młodzi najczęściej sięgali po Wayne’a
Shortera i Theloniusa Monka.
Pierwszy dzień
przesłuchań skradł międzynarodowy zespół Kuby Gudza, chyba najbardziej kolorowy
i wyróżniający się ze wszystkich ośmiu.
W osłupienie wprawiła kosmiczna kompozycja lidera zagrana na początku. Repetance and Remorse brzmiało jak coś
na pograniczu jazzowej ścieżki dźwiękowej do Gwiezdnych Wojen i wizyty w
planetarium. Nie powiem, żeby mnie to
przekonało, ale za to następne kawałki, które zeszły trochę bliżej Ziemi, jak
najbardziej. Były to Ballada na Otwarcie,
również autorstwa Kuby Gudza oraz Looking
Ahead, którą skomponował trębacz Brooker Little. Tego dnia występowali również Weezdob
Collective – zwycięzcy konkursu ostatniej Bielskiej Zadymki Jazzowej, Global
Schwung Quartet oraz Exploration Quartet.
Drugi dzień zaliczam do
bardziej udanych, chociażby z tego powodu, że kandydata do zwycięstwa było o
wiele trudniej wytypować. W moim zestawieniu trójki zespołów pretendujących do
wygranej znalazły się PeGaPoFo, Kwintet Kamila Piotrowicza i Vehemence Quartet .
W przypadku PeGaPoFo były jednak pewnie okoliczności, które zadecydowały o tym,
że prawdopodobieństwo ich wygranej było nikłe, choć oczywiście gorąco im
kibicowałam. Piotr Południak grający na
kontrabasie oraz - według mnie najciekawszy konkursowy perkusista – Dawid
Fortuna, w zeszłym roku zdobyli wraz z Bartkiem Prucnalem i Cyprianem
Baszyńskim Grand Prix 50. Jazzu nad
Odrą. Na co dzień kontrabasistą w NSI Quartet jest Max Mucha, jednak rok temu
podczas konkursu zastąpił go właśnie Piotr Południak. Wyszło na to, że połowa
składu została już wyróżniona, więc strategicznie rzecz biorąc, jury raczej nie
zaryzykowałoby ewentualnego nagięcia regulaminu. Kwartet Kamila Piotrowicza
również wypadł świetnie i w dodatku udało mu się zagrać cztery kompozycje
mieszcząc się na styk w limicie czasowym.
Jedyny przedstawiciel Wrocławia, kontrabasista Grzegorz Piasecki brał
udział w konkursie jako solista, jednak nie występował sam. Niestety nie sposób
było ocenić go zapominając o pozostałych pięciu osobach na scenie. Zazwyczaj w konkursie biorą całe zespoły i
był to pewnego rodzaju ewenement, jak widać nie do końca się ta formuła
sprawdziła.
![]() |
źródło: facebook |
Jak już pewnie większość wie,
zwycięzcą konkursu został Vehemence Quartet z Katowic, który już raz triumfował
na międzynarodowym konkursie festiwalu Azoty w Tarnowie. Co prawda ich nazwa może przysporzyć problemów
z wymową, ale najważniejsze jest tu samo znaczenie słowa vehemence, czyli
gwałtowność. W istocie jest ona główną cechą tego porywającego i
nieprzewidywalnego zespołu. W skład
kwartetu chodzą saksofoniści Mateusz Śliwa (tenor) i Wojciech Lichtański (alt)
oraz sekcja rytmiczna : Alan Wykpisz na kontrabasie i Szymon Madej za bębnami. Koncert
rozpoczęli od wybranego standardu, którym było Witch Hounting Shortera. Zagrali ten kawałek jakby był ich własnym, co niewielu zespołom udało się osiągnąć. Zazwyczaj
rozdźwięk między autorskimi kompozycjami a
cudzymi był wyraźnie słyszalny.
Mateusz Śliwa i Wojciech Lichtański są autorami kolejnych utworów,
odpowiednio Desolation i Każdy chciałby mieszkać w Regulicach.
Przyznam, że nie wiem gdzie leży ta miejscowość, ale jeśli grają tam taki jazz,
to mogę się kiedyś przeprowadzić.
W zeszłym roku pula nagród została podwojona ze
względu na półwiecze festiwalu, ale jak widać prezydentowi Wrocławia spodobało
się to na tyle, że w tym roku postanowił dorzucić do Grand Prix dodatkowe 5
tysięcy złotych. Poza nagrodą główną w
zaktualizowanej wysokości 30 tysięcy zostały przyznane wyróżnienia ufundowane
przez STOART dla najlepszych muzyków (po 2 tys.). Jeśli chodzi o instrumetalistów,
Mateusz Gawęda z PeGaPoFo został uznany za najlepszego pianistę, występujący w
Weezdob Collective i Global Schwung Quartet Damian Kostka okazał się najlepszym
kontrabasistą, a Kacper Smoliński , również z Weezdob, został wyróżniony za
swoją grę na harmonijce ustnej. Kamil Piotrowicz dostał nagrodę za kompozycje,
a perkusista Kuba Gudz był najlepszym liderem. Gratuluje nie tylko nagrodzonym,
ale także wszystkim biorącym udział w konkursie, bo przecież samo zakwalifikowanie
się do najstarszego w Polsce konkursu jazzowego to przecież spore osiągnięcie.