czwartek, 19 marca 2015

Vertigo otwiera się z Moniką Borzym.

Wrocław to bardzo jazzowe miasto. Miasto dwóch dużych festiwali jazzowych, miasto w którym co chwila odbywają się koncerty, ale też miasto, w którym przez 5 lat nie było żadnego klubu jazzowego z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście były miejsca gdzie można było usłyszeć jazz w klubowych warunkach, ale nie były to miejsca typowo jazzowe. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że legendarna Rura została zamknięta zaraz przed tym, jak przeprowadziłam się do Wrocławia na studia, a reaktywowana ma być jesienią, kiedy prawdopodobnie mnie tu nie będzie. Na szczęście udało mi się doczekać otwarcia Vertigo, które co prawda przesunęło się w czasie o 2 lata, ale jak już się dokonało to z impetem.

Decyzja o zaproszeniu na otwarcie Moniki Borzym była jak najbardziej słuszna, bowiem artystka ta skradła serca wielu słuchaczy. Tak wielu, że bilety rozeszły się w dwa dni. Choć występuje często, i we Wrocławiu koncerty dawała nie raz, to ten był moim pierwszym. Osoby, które już Monikę w wersji koncertowej znają, pewnie zgodzą się ze mną, że ta dziewczyna jest po prostu rozbrajająca. Natychmiast skraca dystans, i odczarowuje wrażenie, jakoby miała być wielką diwą. Zwraca się do publiki bardzo bezpośrednio, językiem takim, jakiego faktycznie się używa mając dwadzieścia parę lat. Podoba mi się to, że nie stara się komuś na siłę przypodobać, tylko pokazuje swoją przebojową, trochę łobuzerską osobowość. Choć oczywiście jak już zacznie śpiewać, to robi się czasem słodko i uroczo, ale w to akurat kwestia samych piosenek. I w tym przypadku nareszcie mogę użyć z pełną świadomością określenia „piosenka” a nie „utwór” czy „kompozycja”. „Piosenka” w tym kontekście pasuje idealnie, nie tylko ze względu na samą formę śpiewaną, ale też dlatego, że twórczość Moniki zawiera się w nurcie dość mainstreamowym jak na jazz. Dzięki swojemu talentowi udało jej się w tym mainstreamowym świecie odnieść duży sukces, bo przecież w wieku niespełna 25 lat ma już na koncie pokrytą  w Polsce platyną, debiutancką płytę „Girl Talk”oraz złotą „My Place”. Tego wieczoru w Vertigo wybrzmiały kawałki obydwu tych albumów. Koncert podzielony był na dwie około czterdziestominutowe części, z czego pierwsza z naciskiem na autorski materiał z „My Place”, a druga ze znanymi coverami Bjork czy Eryki Badu. Oczywiście największą uwagę skupiała na sobie wokalistka, ale nie można nie wspomnieć o czwórce artystów odpowiedzialnych za instrumenty. Tego wieczoru Monice co prawda nie towarzyszyli amerykański jazzmani z którymi nagrywała ostatni album, nie pojawił się gościnnie Randy Brecker ani John Scofield, ale mogliśmy za to posłuchać naszych polskich muzyków : Michał Kowalski na fortepianie
, Artur Gierczak na gitarach, Krzysztof Pacan na Basie oraz na perkusji – Paweł Dobrowolski.

Otwarcie Vertigo okazało się sukcesem, pomimo chorego gardła wokalistki, pomyłki w tekście, czy przydługawych kolejek do baru. Czasami, o to wręcz chodzi w otwarciach, żeby było troche zamieszania i mieć co opowiadać. Chociaż pewnie więcej ciekawych opowieści mogłabym przytoczyć z nieoficjalnego otwarcia klubu, które miało miejsce dwa dni wcześniej, to powstrzymam się, bo jak to mówią...What happens at the party, stays at the party.

Kiedy piszę ten tekst klub prężnie działa już od kilku tygodni i właściwie każdego dnia, konsekwentnie serwuje muzykę na żywo. Mam wielką nadzieję, że faktycznie ta inicjatywa przetrwa i ludzie będą tłumnie to miejsce odwiedzać, bo taki klub we Wrocławiu był bardzo potrzebny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz