wtorek, 28 stycznia 2014

O Włodku Pawliku słów kilka.


Włodek Pawlik swój talent, można by rzec, wyssał z mlekiem matki. Jego dziadkowie od strony mamy byli muzykami, jego rodzice również  – matka śpiewaczka, ojciec skrzypek i dyrygent. Brat jest śpiewakiem, żona pianistką, syn gra na wiolonczeli, a córka na saksofonie. Muzyka chyba od zawsze otaczała go ze wszystkich stron...

Urodził się w Kielcach, dokąd ze Śląska przeprowadzili się rodzice. Ukończył średnią szkołę muzyczną, szkoląc się pod okiem Andrzeja Domina, w klasie fortepianu, aby potem kontynuować edukację w Warszawie na dawnej Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina (dziś Uniwersytet Muzyczny im. F. Chopina). Tu pod skrzydła wzięła go profesor Barbara Hesse-Bukowska, wybitna pianistka i pedagog, jurorka konkursów, która niestety nie mogła cieszyć się z powodu wygranej nagrody Grammy przez swojego ucznia, zmarła niespełna dwa miesiące przed ogłoszeniem wyników. Dzisiaj pianista sam naucza w swojej dawnej szkole, gdzie prowadzi wykłady z improwizacji.

Z jazzem związany jest od końca lat 70., gdy grał w kieleckim Sunday Band. Jest laureatem wielu polskich i międzynarodowych konkursów.  Zauważony został na studenckim festiwalu we Wrocławiu, w 1977 roku, wygrywając konkurs na indywidualność jazzową. Konkurs ten wyłonił wiele sław i przeprowadzany jest do dziś, a sam festiwal  będzie w kwietniu obchodził 50. urodziny. Chodzi oczywiście o Jazz nad Odrą.  Pawlik otrzymał również stypendium im. Krzysztofa Komedy, Grand Prix na Międzynarodowym Konkursie Jazzowym w Dunkierce oraz II nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Kompozycji Jazzowych w Monaco. Nasz wybitny pianista był wielokrotnie wyróżniany jako Jazzowy Muzyk Roku przez legendarny warszawski klub Akwarium – pierwszy jazzclub w Polsce. W tym samym klubie została w 1994 r. nagrana płyta Live w kwartecie Western Jazz. Często występował na warszawskich festiwalach, młodszym WSJD, organizowanym przez Mariusza Adamiaka, oraz na Jazz Jamboree, kolejnym obok JnO festiwalowym gigancie.

Włodek Pawlik ukończył także studia na wydziale Jazzowym Hochschule fur Musik und Darstellende Kunst w Hamburgu w 1990 roku. To właśnie w Niemczech napotkał na swojej drodze Randy'ego Breckera, wybitnego trębacza i flugerhornistę, który wraz ze swoim bratem Miechaelem (saksofon) tworzył zespół "The Brecker Brothers". Pierwszym owocem współpracy polskiego pianisty z Randym Breckerem była płyta "Turtles", która ukazała się w 1997 roku. Przez krytyków Down Beat Magazine została uznana za wybitną. Potem do wspólnego koncertowania powrócili przy okazji nagrania "Jazz Suite Tykocin", a wiąże się z tym niesamowita historia. Bodźcem do powstania suity był niezwykły bieg wydarzeń związanych z chorobą Miechalea Breckera, który cierpiał na białaczkę. Włodek Pawlik pomagał mu znaleźć dawcę szpiku kostnego i okazało się, że korzenie braci Brecker sięgają Podlasia. Ich dziadek, Jakub Tykocki, pochodził z Tykocina i był jednym z pierwszych rabinów Szkoły Rabiniackiej. Do Stanów Zjednoczonych zdążył wyemigrować jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Wcześniej było to miejsce gdzie żyło ze sobą wiele narodowości, także społeczność żydowska. 
To odkrycie stanowiło inspirację do napisania, już po śmierci Michaela, suity Tykocin. Zamówienie na utwór złożyła Opera i Filharmonia Podlaska w Białymstoku. Autorowi projektu towarzyszył Randy Brecker na trąbce, Paweł Pańta na basie, Cezary Konrad na perkusji oraz Orkiestra Symfoniczna Opery i Filharmonii Podlaskiej pod dyrekcją Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Płytą zainteresował się amerykański wydawca Summit Records, który wydał ją w USA pt. "Nostalgic Journey – Tykocin Jazz Suite". Zebrała ona świetne opinie, a Włodek w ankiecie „Jazz Station“ z Los Angeles został okrzyknięty Jazzowym Kompozytorem Roku 2009. Recenzenci Rzeczpospolitej i Gazety Wyborczej wyróżnili album jako Jazzową Płytę Roku.

Kolejnym dużym przedsięwzięciem z udziałem orkiestry była nagrodzona Grammy płyta "Night in Calisia".
W 2010 roku Kalisz obchodził swoje 1850-lecie i z tej okazji, szef Filharmonii Kaliskiej, muzyk i dyrygent Adam Klocek postanowił zaprosić Włodka Pawlika do napisania kilku kompozycji na tę okazję. Będąc pod wrażeniem suity „Tykocin“ zapragnął , aby do składu również dołączył Randy Brecker oraz pozostali muzycy z trio czyli Czarek Konrad i Paweł Pańta. Materiał napisany na zamówienie miasta został nagrany w studio 2 lata później i wydany w Licomp Empik Multimedia oraz wprowadzony na rynek amerykański znów przez Summit Records. Jak sam Włodek Pawlik opowiadał w wywiadzie dla Jazz Forum, muzyka na płycie ma w sobie liryzm, który wiąże się ze specyfiką całego instrumentarium, niezależnie od samych kompozycji. Cały nastrój ukryty jest w właśnie w przestrzennym brzmieniu, którego nie dałoby się osiągnąć w aranżach np. na big band. Dodatkowo instrumenty perkusyjne odgrywały ważną rolę nadając etnicznego charakteru całości. Płyta okazała się zwycięską w kategorii „Best Large Ensemble Jazz Album“ i stanowi pierwsze w historii wyróżnienie dla Polaków w kategorii jazzowej. Tym samym Włodek znalazł się w zacnym towarzystwie innych wyróżnionych polskich twórców. Grammy otrzymała w 2013 roku Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej pod batutą Antoniego Wita, wcześniej trzy statuetki otrzymał Krzysztof Penderecki, zaś najwięcej wśród Polaków – dziesięć- zdobył Artur Rubinstein.

Pozostając w temacie dużych składów, nie można zapomnieć o Misterium Stabat Mater z udziałem chóru gregoriańskiego,. Tym razem był to projekt w nurcie muzyki poważnej, sakralnej, sięgający IX wieku.  Wydane zostały dwie płyty, w 2001 i w 2005 roku. Sam koncert utrwalił się w pamięci podczas Vratislavia Cantans w 2003 roku zbierając entuzjastyczne opinie krytyków oraz pozostawiając na słuchaczach ogromne wrażenie. Druga płyta została nagrana przy udziale Pawła Łukaszewskiego (dyrygent) Sebastiana Gunerki  (śpiew) oraz Chóru Katedry Warszawsko-Praskiej Musica Sacra. Zadedykowano ją zmarłemu papieżowi, Janowi Pawłowi II i uhonorowano Fryderykiem. Włodek Pawlik nagrał też dwie inne płyty związane z tematyką religijną mianowicie kolędy polskie, tym razem już solo, pierwsza w 2004, druga jeszcze niedawno, bo w  2013.

Pianista świetnie sobie radzi w dużych projektach jak i w tych bardziej kameralnych, gdzie występuje sam, lub ze swoimi przyjaciółmi z trio, czyli wspominanymi już Czarkiem Konradem i Pawłem Pańtą. Forma ta zawiera klasyczne jazzowe połączenie kontrabasu, fortepianu i perkusji, co daje przestrzeń dla indywidualnych improwizacji, ale także narzuca wszystkim trzem pewne wymagania. Ich płyta "Anhelli", która jest chyba jedną z najbardziej rozpoznawalnych, stanowiła próbę interpretacji tytułowej postaci poematu Juliusza Słowackiego. Została uznana wg TVP Kultura  za Muzyczne Wydarzenie Roku (jazz-rock) w 2006 roku.
Jeden z moich ulubionych albumów, "Grand Piano", czyli solowy projekt Włodka również odbił się szerokim echem w Polsce. Dwie płyty, dwie noce, improwizacje, intuicja i wyobraźnia. Ten materiał to po prostu coś, czego można słuchać w kółko i wciąż odkrywać coś na nowo.

Włodek Pawlik komponuje także muzykę filmową,  co niewątpliwie znacznie poszerza jego grono odbiorców. Filmy do których tworzył dźwiękową oprawę otrzymały wiele nagród. Wśród tytułów znaleźć można takie dzieła jak "Wrony" i "Pora Umierać" Doroty Kędzierzawskiej oraz  "Rewers" Borysa Lankosza. Komponował też do międzynarodowych produkcji , "Nightwatching" Petera Greenwaya i "Within the whirlwind" Marleen Gorris. Pianista związany jest  z muzyką teatralną, za którą został nagrodzony podczas festiwalu Dwa Teatry. Wyróżnione zostało wtedy słuchowisko Polskiego Radia "Novocento" , monodram opowiadający historię... wybitnego pianisty . No a skoro już jesteśmy przy wybitnych pianistach, to warto podkreślić, jak ogromnej wszechstronności wymaga komponowanie muzyki filmowej, która przecież może mieć nie tylko współczesny charakter, ale także może być stylizowana na nurty sprzed kilku wieków.

W swojej działalności pedagogicznej Pawlik nie ogranicza się tylko do uniwersytetu, z wykładami gościł między innymi w Michigan, Brukseli czy też Los Angeles. Ponad to jest jurorem na wielu konkursach muzycznych w kraju, ale także za granicą, a jego płyty i trasy koncertowe są uznawane za najważniejsze jazzowe wydarzenia. Swoją obecnością uświetnia uznane na świecie festiwale, otrzymuje nagrodę za nagrodą oraz wiele nominacji. Dużo dzieje się w jego karierze, a mimo tych wszystkich sukcesów wciąż pozostaje osobą niezwykle skromną. Kiedy dostał nominację do Grammy był szczerze zaskoczony, a na pytanie czy jest bardziej jazzmanem , czy pianistą klasycznym odpowiada, że jest po prostu muzykiem. Nie gwiazdorzy, unika zbędnego zamieszania, a to co go najbardziej martwi, to obecna w mediach sztuczność, kult pieniędzy i zbytnie przywiązanie do kreowania wizerunkuNie można się nie zgodzić, że taka osoba zdecydowanie zasłużyła sobie na muzycznego Oscara. Jest to dla wszystkich fanów jazzu wspaniała wiadomość. Powiem więcej, nawet jeśli ktoś po raz pierwszy usłyszał przy tej okazji o Włodku Pawliku , też na pewno był zachwycony, chociażby z tego powodu, że to polski album został wyróżniony w tak prestiżowym konkursie fonograficznym. Mam nadzieję, że ta nagroda pociągnie ze sobą szereg innych pozytywnych zjawisk . Może nie tylko wzbudzi zainteresowanie samymi muzykami, ale także w magiczny sposób skieruje oczy polskich mediów na jazz, o którym tak na prawdę niewiele się mówi. 

środa, 22 stycznia 2014

Fusion czy nie? oto jest pytanie...

Tytuł : NO FUSION
Autor: Fusion Generation Project
Skład:
Dariusz Petera – fortepian, instr. klawiszowe, melodyka
Krzysztof Lenczowski – gitara akustyczna, elektryczna, wiolonczela
Łukasz Jan Jóźwiak – gitara basowa, piccolo bas
Krzysztof Kwiatkowski – perkusja
Marcin Kajper – saksofon tenorowy, sopranowy
Michael „Patches” Stewart -trąbka
Data wydania: 10.11.2013
Wytwórnia: Allegro Records


Być może nieco przewrotnie próbują na nie odpowiedzieć artyści z Fusion Generation Project. Zespół istnieje już od 2009 roku, a niedawno wydał debiutancki album pt. uwaga uwaga : NO FUSION, nota bene zbierający bardzo dobre recenzje. Jak mówi leader i pianista Darek Petera, ta płyta to wynik ich młodzieńczych fascynacji, choć właściwie nie było to zamierzone. W nagraniu udzielili się na instrumentach dętych dwaj goście specjalni: Michael Patches Stewart (trąbka) oraz Marcin Kajper (saxofony).

Balansowanie między mainstreamem, popem, jazz-rockiem a nawet klasyką tworzy zaiste intrygującą mieszankę. W ten nasycony i zróżnicowany materiał wprowadza nas solo na perkusji w wykonaniu Krzysztofa Kwiatkowskiego, po którym  "Try Before Buy" przenosi w przyjemny funkowy nastrój. Z podobną energią rozpoczyna się i kończy "GoSpell",  która to energia okala spokojną, tajemniczą i momentami nostalgiczną linię trąbki prowadzoną przez Stewarta. Mój ulubiony utwór z płyty Ad Libitum ma zdecydowanie odmienny od reszty, czysto klasyczny charakter. Tutaj możemy usłyszeć  Krzysztofa Lenczowskiego na wiolonczeli, którgo  dobrze znamy z Atom String Quartet.  Do gustu przypadł mi również kawałek "Hiromi", nazwany tak na cześć znakomitej Hiromi Uehara. Niezwykle szybki i intensywny , uwypuklający świetną technikę gry wszystkich muzyków. Nieco inspiracji Patem Methenym usłyszeć można w romantycznej kompozycji AnG, która moim zdaniem spokojnie mogłaby zakończyć płytę. Zamyka ją jednak „No Comment“ napisana przez  Łukasza Jana Jóźwiaka,która wydaję mi się zbyt lekka, łatwa , wręcz humorystyczna. Myślę, że fajnie sprawdziłaby się jako bis na koncercie, aby wprowadzić słuchaczy w wesoły nastrój dźwiękami melodyki , jednak na płycie trochę drażni. Natomiast  zarówno co do samej gry na gitarze basowej, jak i  całej reszty instrumentów. nie mam w ogóle zastrzeżeń.  Po prostu profesjonalna robota!

Jak można się domyślać fonograficzny debiut to często składowa wielu czynników : trochę próba sprawdzenia siebie w zespole, trochę poszukiwania i oczywiście też zabawa. Wydaje mi się , że ta płyta jest jakby spięciem klamrą dotychczasowej czteroletniej współpracy, pewnie dlatego znajdziemy na niej utwory różnej maści. Jednym słowem dla każdego coś miłego. Muszę jednak przyznać, że bardzo jestem ciekawa kolejnego albumu , który już jest w planach i ma być założeniem o bardziej jednolitym charakterze. Na ten moment NO FUSION oczywiście oceniam pozytywnie i całego serca polecam.