piątek, 18 stycznia 2013

Klasyka najklasyczniejsza


Gidon Kremer: Kremerata Baltica- The Art of Instrumentation: Homage to Glen Gould

Wywórnia: Nonesuch
Data: 25.09.2012
Ocena: 4/5
Artyści:
Gidon Kremer - skrzypce solo, dyrektor artystyczny
Kremerata Baltica





                Gidona Kremera nie trudno jest skojarzyć, gdyż ten niezwykle płodny w albumy skrzypek (wydał ich już ponad 100) aktywnie popularyzuje muzykę klasyczną na współczesnym gruncie. Tym razem przyjrzymy się płycie zadedykowanej Glennowi Gouldowi - wybitnemu kanadyjskiemu kompozytorowi i pianiście. Pomysł powstał przy okazji dziesiątej rocznicy festiwalu Chamber Music Connects w Kronberg w 2010 r. a podsunął go Kremerowi Robert Hurwitz - dyrektor wytwórni Nonesuch Records. Sama płyta  została wydana 25 września 2012, akurat dzień kiedy Glenn obchodziłby swoje 80te urodziny.
                Gould lubował się w Bachu, dlatego cały materiał składa się z inspiracji kompozycjami mistrza, które grywał . Wśród nich znalazły się takie -że pozwolę sobie użyć tego jakże bluźnierczego w stosunku do kultury wysokiej określenia- "hity"  jak Aria z Wariacji Goldbergowskich czy Dobrze Zatemperowany Fortepian. Anrnold Shoenberg również pojawił się w jednym utworze. Cała reszta również pochodzi z grupy dzieł pisanych na klawesyn, do tego jeszcze kilka utworów dedykowanych, a wszystkie wykonane z udziałem orkiestry młodych muzyków z Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy i Rosji, czyli Kremerata Baltica. Ta zabawa słowem w nazwie pochodzi prawdopodobnie z połączenia nazwiska skrzypka i "cameraty", czyli florenckiej grupy skupiającej humanistów, artystów i intelektualistów. A może "camera:, czyli komnata, jako miejsce gdzie kiedyś grano muzykę kameralną? Trzeba chyba spytać samego artysty, ale myślę, że oba słowa tu pasują.
                Na początku nie bez powodu padło sformułowanie "przyjrzymy", niekoniecznie "ocenimy", gdyż wydaje mi się, że nazwisko Kremer to już jest jakość sama w sobie. To trochę jakbyśmy zobaczyli na ulicy kobietę w szpilkach Laboutina - każdy laik zauważy, że są to piękne i drogie buty. Nawet nie będąc fanem muzyki klasycznej da się wyczuć, że prezentowany poziom jest wysoki, niczym obcas we wspomnianych szpilkach.  Cóż tu dużo mówić, precyzyjnie, delikatnie i wytwornie brzmi to wykonanie, a tym bardziej unikatowo, gdyż dedykacja jest podwójna. Zdecydowanie polecam zarówno miłośnikom jak i laikom.


wtorek, 8 stycznia 2013

Red Trio + Nate Wooley - STEM


Label : Cleen Feed
Gatunek: Free Jazz
Data wydania: luty 2012

Wykonawcy
-Nate Wooley - trąbka
-Rodrigo Pinheiro -fortepian
-Hernani Faustino - kontrabas
-Gabriel Ferrandini - perkusja




Ocena : 4.5 / 5

Z free jazzem jest często tak, że można go kochać lub nienawidzić, a i niektórzy zakochani bywają nim czasem zmęczeni. Płyta STEM wpadła w moje ręce akurat wtedy, kiedy od free wzięłam urlop, jednak okazała się być bardzo miłym zawirowaniem w płynącym leniwie potoczku spokojniejszych nieco nagrań.  Jak to w wakacje przystało, można zaznać  trochę portugalskiego słońca , jak również na przykład zgłębić tajemnice jazzowej sceny Lizbony. Wytwórnia Cleen Feed, około rok temu wydała pod swoim logo  tę niezwykle ciekawą płytę autorstwa RED Trio, które do jej współtworzenia zaprosiło amerykańskiego trębacza : Nate'a Wooley'a. Formacja ma na swoim koncie jak do tej pory 3 płyty, a ostatnia, o której właśnie mowa, to chyba najlepszy ich krążek. Trzeba przyznać, że interesująco się mieszają te portugalskie promyki z nowojorskim powietrzem. Sam Nate pochodzi z Oregonu, jednak dużo ma wspólnego z Brooklinem,a mówi się o nim w środowiskach jazzowych, jako o trębaczu - ikonoklaście, mając raczej na myśli to, jak połamane dźwięki potrafi wydawać, aniżeli jak obrazoburczy stara się być. Sama muzyka na płycie nie jest tak zupełnie nieprzemyślana i nie rozlewa się w jakąś bezkształtną plamę, jak to często sie zdarza przy próbach improwizacji, a wręcz przeciwnie - wydaje się, że to Wooley nadał wszystkiemu jakiś szkielet. Sam z resztą określa tę współpracę, w kontekście improwizacji jako utopijnej praktyki artystycznej,  zbliżającą się jednak do ideału społecznej struktury demokratycznej.Może osobiście nie mieszałabym się w politykę, szczególnie na urlopie, ale Nate chyba najlepiej wie, co mówi. Osobiście płytę określiłabym jako iście sprinterskie kontrapunkty z długimi interwałami, tworzące kościec kompozycji, jednak wszystko to w duchu awangardy lat 60tych.  Może porównanie do, powiedzmy, TWET Tomasza Stańki, nie jest tak do końca trafne, jednak zaufam pierwszemu skojarzeniu i śmiało polecę tę płytę wszystkim fanom freejazzu i nie tylko.