Nie ukrywam, że długo czekałam na ten dzień, który wydawał mi się być jedną z najciekawszych i najbardziej obiecujących propozycji festiwalu. O Hiromi Ueharze i jej trio nie mówiło się za dużo prasowych informacjach, podobnie jak o Ambrose Akinmusire, a przecież mimo, że są to artyści młodszego pokolenia (odpowiednio 35 i 32 lata) to już obdarzeni dużym uznaniem. Potem koncert naszego najlepszego polskiego gitarzysty Marka Napiórkowskiego z ostatnim projektem z płyty Up! w pełnym składzie, a na koniec Billy Childs Quartet. Jam sessions zapowiadał się równie interesująco bo oto na fortepianie grać miał kubański artysta Aruán Ortiz w kwartecie, co ciekawe z Gerardem Cleaverem za bębnami, czyli perkusistą znanym nam dobrze ze współpracy z Tomaszem Stańko w New York Quartet.
fot. Andrzej Olechnowski |
fot. Andrzej Olechnowski |
Billy Childs rok temu przyjechał do Wrocławia na zaproszenie Darka Oleszkiewicza do projektu Tribute to Charlie Haden”. Tym razem miał szansę zaprezentować własne kompozycje ze swoim All Star Quartet : Stevem Wilsonem na saksofonie, Hansem Glawischnigiem na kontrabasie oraz Ari Hoenigiem na perkusji. Na koniec dnia, takiego jazzu w czystej postaci trzeba nam było. Po kolorowej i uroczej Hiromi i klasycznie zabarwionym koncercie Marka Napiórkowskiego można było odnaleźć prawdziwą radość z tej muzyki. Jego kompozycje zabrały słuchaczy w prawdziwie amerykański świat jazzu. Może nie był to najdłuższy koncert, bo razem z bisem trwał około półtorej godziny, ale przynajmniej tym razem, można było jeszcze zdążyć na Jam Sessions. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się dowiedziałam, że Billy Childs grał z Chrisem Bottim i Stingiem.
Tym razem w klubie festiwalowym gościliśmy pianistę Aruána Ortiza z Joshem Ginsburgiem na kontrabasie, Rezem Abbasim na gitarze oraz –uwaga- Geraldem Cleaverem na perkusji. Artysta opowiedział o swojej płycie „Orbiting” i całej koncepcji z nią związanej. W jego utworach w istocie dało się wyczuć zapętlenia i krążenie wokół głównego motywu, niejako wprowadzające w trans. Radość z grania jaka malowała się na twarzy leadera chyba wyjaśnia wszystko. Myślę, że z powodzeniem ten kwartet mógł wystąpić na dużej scenie i zebrać sporą widownię. To był udany dzień na Jazzie nad Odrą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz