Donny McCaslin-Casting for Gravity
Data wydania: 2.10.2012
Wytwórnia : Greenleaf
Artyści : Donny McCaslin - saksofon tenorowy
keyboard - Jason Lindner
gitara basowa -Tim Lefebvre
pekusja - Mark Guiliana
Ocena : 4
Tak, to prawda, że Donny McCaslin poszedł w elektronikę. Krok ku bardziej poliestrowemu materiałowi, jeśli o muzyczne tworzywo chodzi, poczynił on swoim przedostatnim albumem. Najnowszy natomiast, o którym mowa w tytule, to już prawie generator Van de Graffa. Pytanie tylko czy zgromadzony ładunek jest dodatni czy ujemny?
Moim zdaniem z pewnością na plus. Czasami zarzuca się muzykom zbytnie udziwnianie swej muzyki elektroniką, zatracenie oryginalnego stylu, czy próbę bycia kimś, kim się nie jest. Jeśli chodzi o McCaslina , to wychodzi mu to bardzo naturalnie i wynika z samej fascynacji muzyką Aphex Twina, starego dobrego Weather Report czy nawet Boards of Canada. Jako, że sama jestem fanką artystów, którymi Donny się inspiruje, nie pozostaje mi nic innego jak kiwnąć głową z aprobatą. Jednak włosy nie stanęły mi dęba, płyta po prostu jest ok. Szczególną ciekawostką okazał się kawałek Alpha i Omega, czyli cover wspomnianej już grupy Boards of Canda. Jestem nawet w stanie zaryzykować stwierdzenie, że wersja z saksofonem jest lepsza, bo czystsza, spójniejsza i bardziej elegancka, w związku z użyciem klasycznego instrumentu, a nie jedynie komputera. No i pozbawiona tego drażniącego indyjsko-brzmiącego fletu, który słychać w oryginale. Reszta utworów ma przeważnie odczytywalną kompozycję spokojnego i niepozornego początku przechodzącego w elektroniczną torpedę, by potem uspokoić się na koniec i powtórzyć motyw z otwarcia. Sam autor mówi, że czasami denerwuje go w muzyce elektronicznej, brak harmonii i melodii. Wyraźnie wprowadza te elementy w swoim materiale i podszywa ambientem lub mocnym udziałem bębnów. Pomagają mu w tym Jason Lindner na klawiszach, Tim Lefebvre na basie i Mark Guiliana na perkusji. Może bez euforycznych zachwytów, ale z uznaniem odnoszę się do tego co nagrał McCaslin i kierunku jaki obrał. Wydaję mi się, ze to człowiek tak zdolny, że żadnych drogowskazów i map mu nie trzeba, bo świetnie orientuje się w terenie, no i najważniejsze - idzie do przodu.
Data wydania: 2.10.2012
Wytwórnia : Greenleaf
Artyści : Donny McCaslin - saksofon tenorowy
keyboard - Jason Lindner
gitara basowa -Tim Lefebvre
pekusja - Mark Guiliana
Ocena : 4
Tak, to prawda, że Donny McCaslin poszedł w elektronikę. Krok ku bardziej poliestrowemu materiałowi, jeśli o muzyczne tworzywo chodzi, poczynił on swoim przedostatnim albumem. Najnowszy natomiast, o którym mowa w tytule, to już prawie generator Van de Graffa. Pytanie tylko czy zgromadzony ładunek jest dodatni czy ujemny?
Moim zdaniem z pewnością na plus. Czasami zarzuca się muzykom zbytnie udziwnianie swej muzyki elektroniką, zatracenie oryginalnego stylu, czy próbę bycia kimś, kim się nie jest. Jeśli chodzi o McCaslina , to wychodzi mu to bardzo naturalnie i wynika z samej fascynacji muzyką Aphex Twina, starego dobrego Weather Report czy nawet Boards of Canada. Jako, że sama jestem fanką artystów, którymi Donny się inspiruje, nie pozostaje mi nic innego jak kiwnąć głową z aprobatą. Jednak włosy nie stanęły mi dęba, płyta po prostu jest ok. Szczególną ciekawostką okazał się kawałek Alpha i Omega, czyli cover wspomnianej już grupy Boards of Canda. Jestem nawet w stanie zaryzykować stwierdzenie, że wersja z saksofonem jest lepsza, bo czystsza, spójniejsza i bardziej elegancka, w związku z użyciem klasycznego instrumentu, a nie jedynie komputera. No i pozbawiona tego drażniącego indyjsko-brzmiącego fletu, który słychać w oryginale. Reszta utworów ma przeważnie odczytywalną kompozycję spokojnego i niepozornego początku przechodzącego w elektroniczną torpedę, by potem uspokoić się na koniec i powtórzyć motyw z otwarcia. Sam autor mówi, że czasami denerwuje go w muzyce elektronicznej, brak harmonii i melodii. Wyraźnie wprowadza te elementy w swoim materiale i podszywa ambientem lub mocnym udziałem bębnów. Pomagają mu w tym Jason Lindner na klawiszach, Tim Lefebvre na basie i Mark Guiliana na perkusji. Może bez euforycznych zachwytów, ale z uznaniem odnoszę się do tego co nagrał McCaslin i kierunku jaki obrał. Wydaję mi się, ze to człowiek tak zdolny, że żadnych drogowskazów i map mu nie trzeba, bo świetnie orientuje się w terenie, no i najważniejsze - idzie do przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz